Spojrzał na mnie zbaraniałym wzrokiem.
– Chcecie powiedzieć, doktorze, żeście wykradli i wypili moje laudanum?
– Można tak rzec, acz przyznaję się jeno do wypicia, a i to bezwiednie.
Wyczułbym laudanum we wszystkim. Z jednym, jedynym wyjątkiem: piekielnie aromatycznego likworu „Benedictine”, uczynionego na fundamencie 40-tu ziół i korzeni.
– Tedy któż wykradł tynkturę i po co wam ją zaaplikował?
– Z troski o dobry sen gości. A kto to uczynił, najlepiej wie brat Jan.
Młody mnich od odkrycia niedoboru laudanum zdradzający wyraźne zdenerwowanie, którego nie potrafił ukryć, aż podskoczył.
– To musiał być brat Joachim! – wykrzyknął. – Był tu wczoraj między noną a nieszporami. Wyszedłem za potrzebą i zostawiłem go na chwilę samego. Ale przecież bywał tutaj i wprzódy, i nigdy nic nie ginęło!
– Nie obwiniaj się, bracie – pocieszyłem go. – Nie tylko ty dałeś się podejść. A teraz, ojcze Jacku, jeśli masz jeszcze tę wyborną nalewkę, którą mnie uraczyłeś poprzednim razem, chętnie skorzystam. Mam sporo do przemyślenia. A wy róbcie swoje, nie przeszkadzajcie sobie.
Z grona potencjalnych zabójców wykluczyłem służbę i mnichów. Służący gości, jeśli ci ich mieli, nocowali na sianie nad stajnią. Zresztą aby się spotkać z którymś z nich, brat Jeremiasz nie potrzebował wytrycha. To samo tyczyło czeladzi klasztornej. Wszyscy mnisi byli na nocnych modłach, więc też odpadali. Z jednym wyjątkiem. Samego przeora Mikołaja. Tak jak zlecił prowadzenie lekcji w kapitularzu komu innemu, tak samo w nocy, po godzinie czytań, którą odprawił osobiście, pod lada pretekstem mógł się kimś wyręczyć podczas jutrzni i nikogo by to zapewne nie zdziwiło. Miał motyw, i to poważny. Może brat Jeremiasz groził mu ujawnieniem ich wspólnej alchemickiej pasji i faktu zatajenia przez przeora jego przynależności do różokrzyżowców? Opat Jędrzej nie omieszkałby skorzystać z pretekstu, by poprosić nowego króla o odwołanie narzuconego Brzechwie niemiłego substytutora. Ale przeor miał wiele sposobności, by w dowolnej chwili, choćby za pomocą jakiejś pospolitej i nie wzbudzającej podejrzeń trucizny, na przykład arszeniku, pozbyć się szantażysty. A tę zbrodnię popełniono w pośpiechu, pod wpływem impulsu. Nie musiał aż tak ryzykować. Poza tym był osobą prawą i niezdolną do gwałtu. Byłem tego pewien, a znałem się na ludziach. Zatem odpadał.
Pozostawali ci, którzy wczoraj przybyli do klasztoru. Kupiec i jego wspólnik, dwóch Rakuszan, Inflantczyk i ja. Sześciu. Z tej szóstki najbardziej podejrzany byłem ja. Ponieważ od czasu do czasu, kiedy wiedziałem, że nie zdążę do Krakowa przed zamknięciem bram, korzystałem z gościny w klasztorze, poczciwy ojciec Mikołaj założył, że tak było i tym razem, a ja nie wyprowadziłem go z błędu. Tymczasem przyjechałem z konkretnym zadaniem.
Pozawczoraj wezwał mnie do siebie hetman Zamojski. „Kacper – powiedział – mam do ciebie prośbę. To sprawa ważna i zarazem wymagająca dyskrecji. W sam raz dla ciebie. Wiem, że potrafisz milczeć, dlatego wyjawię ci „sekret królewski”. Nie pytaj, jak się o tym dowiedziałem, lecz to rzecz pewna, iż nasz nowy pan praktykuje z arcyksiążęciem Ernestem. Chce mu oddać tron polski w zamian za rękę którejś z Habsburżanek i pieniężną rekompensatę, po czym wrócić do Szwecji. Jutro Inflantczyk Lambert Wrader wyruszy z kolejnym listem króla do Ernesta, by z kolei od posłów arcyksięcia odebrać list dla króla. Dotychczas spotykali się w gospodzie „Pod Jeleniem” przy krakowskim rynku, lecz chyba coś ich zaniepokoiło i tym razem do spotkania i wymiany ma dojść jutro w klasztorze w Tyńcu. Chcę, żebyś przy tym był”. „Mam przechwycić listy? – zapytałem”. „Nie. Masz jedynie potwierdzić, że doszło do wymiany i powiadomić mojego człowieka, który będzie czekał opodal klasztoru, w karczmie „Pod Lutym Turem”. On z kolei nie mieszkając ruszy do Oświęcimia, przez który Rakuszanie muszą przejeżdżać wracając do Wiednia, a tamtejszy starosta, imć Piotr Myszkowski, już zajmie się resztą. I co ty na to?”.
Nie uśmiechała mi się taka robota, gdyż wiedziałem, że hetman szukał okazji, by skompromitować nielubianego przez siebie króla, ale z kolei praktyki królewskie jako żywo przypominały zdradę stanu. Chcąc nie chcąc, zgodziłem się. Warowałem pod klasztorem od rana, lecz przekroczyłem klasztorną bramę dopiero wówczas, gdy najpierw nadjechali dwaj cudzoziemcy, a potem z daleka dostrzegłem zmierzającego do klasztoru Wradera. Do wymiany korespondencji doszło w kościele podczas nieszporów. Uczynili to tak szybko i zręcznie, że gdybym nie był uprzedzony, nic bym nie spostrzegł. Nie czekając na koniec nabożeństwa, wymknąłem się z kościoła i popędziłem do gospody „Pod Lutym Turem”, powiadomić człowieka hetmana. Zdążyłem wrócić do klasztoru tuż przed zamknięciem furty.
Brat Jeremiasz mógł coś spostrzec, śledzić mnie, podsłuchać, o czym mówiłem z wysłannikiem hetmana, a potem szantażować. A ja mogłem go bez większego trudu zabić. Ba, gdyby przeor był bardziej spostrzegawczy, zapytałby mnie o moją zgubę, powiązaną z morderstwem tak bardzo, że bardziej już się nie dało.
KONIEC ODCINKA ÓSMEGO
PYTANIE DO CZYTELNIKÓW:
Co zginęło Ryksowi, a było bezpośrednio związane z zabójstwem?
SŁOWNICZEK
Brat (frater) – zakonnik bez święceń kapłańskich (w przeciwieństwie do ojca).
Dormitoria – wspólne sypialnie mnichów.
Hospitaliusz – opiekun gości klasztornych.
Infirmierz – przełożony nad infirmerią (izbą chorych, „niemocnicą”).
Jałmużnik – zakonnik czuwający nad podziałem żywności, odzieży i jałmużny dla ubogich.
Jutrznia (laudesy) – nabożeństwo odbywane o świcie (między nokturnami a prymą).
Kapitularz – miejsce zebrań zgromadzenia mnichów.
Klauzura – zamknięta dla obcych część klasztoru.
Koadiutor – tu: pomocnik opata (i jego przyszły następca) wyznaczony przez króla, pełniący rolę przeora.
Komandatariusz – na mocy tzw. komendy odgórnie wyznaczony przez króla przełożony klasztoru (czasem bez święceń i ślubów zakonnych, a nawet nie mieszkający w opactwie, tylko czerpiący dochody należne opatowi).
Kompleta – kończąca dzień (odmawiana po wieczerzy – cenie) krótka wspólna modlitwa za spokojną noc i dobrą śmierć.
Liturgia godzin (brewiarz) – rodzaj modlitw odprawianych 7 razy w ciągu dnia, obowiązkowych dla osób, które przyjęły święcenia lub śluby wieczyste; brewiarzem nazywa się także modlitewnik do liturgii godzin.
Nieszpory – dłuższe nabożeństwo wieczorne.
Nokturny (wigilie, matutina) – modły nocne odprawiane po północy.
Nona – krótkie oficjum odprawiane o godz. 9-tej (wg rachuby rzymskiej), czyli ok. 3-ej po południu.
Oblat – dziecko oddane w służbę bożą.
Oficjum – wspólna modlitwa liturgiczna w ramach liturgii godzin (brewiarza) odprawiana przez zakonników w chórze 7 razy podczas dnia (pory modlitw wyznaczały rytm dnia zakonników wg następującego porządku: nokturny, jutrznia, pryma, tercja, seksta, nona, nieszpory, kompleta).
Opat – przełożony klasztoru wybrany przez zgromadzenie jako reprezentant Boga.
Profesja – złożenie ślubów zakonnych.
Przeor – zastępca i pomocnik opata (w regule św. Benedykta), w niektórych zakonach przełożony klasztoru.
Pryma – pierwsza kanoniczna godzina dnia według rachuby rzymskiej (ok. 6 rano), tu: pierwsze oficjum (modły) dzienne.
Refektarz – sala jadalna w klasztorze.
Scholastyk – kierownik szkoły (scholi) klasztornej.
Seksta – oficjum odprawiane około południa.
Szafarz – w klasztorze dbał o zaopatrzenie i wyżywienie, kupował i sprzedawał grunty i lasy, egzekwował należności, miał w pieczy folwarki, młyny, browary i stawy rybne.
Tercja – oficjum trzeciej godziny, które śpiewano ok. 9-tej rano.
Tonsura – wygolony krążek na głowie mnicha.
Wirydarz – ogród umieszczony wewnątrz klasztoru, ze studnią lub fontanną na środku.